piątek, 21 grudnia 2012

Kambodża - Angkor Wat

Około 10:00 ruszyliśmy tuk tukiem (3$) do Angkor Wat, kompleksu świątynnego mającego prawie 1000 lat.Kierowca wprawdzie zapytał, czy mamy już bilety, my jednak zgodnie stwierdziliśmy, że mamy. Oczywiście ich nie mieliśmy, ale strach, że wywiezie nas do jakiegoś zaprzyjaźnionego agenta, (doświadczenie z poprzednich wyjazdów) zmusił nas do kłamstwa, za które zostaliśmy szybko ukarani. Kierowca bowiem zawiózł nas przed świątynię, a na miejscu okazało się, że biletów nie można tutaj kupić... Więc jazda z powrotem do kasy biletowej (ehh dodatkowe 2$), a tam bilety bagatela 20$ (z nadrukowanym własnym zdjęciem, abyś mógł go odsprzedać jedynie swojemu bliźniakowi :)

Angkor Wat

Mimo tych początkowych perturbacji, dotarliśmy wreszcie do Angkor Wat, kompleksu świątynnego zbudowanego na planie kwadratu w 11 wieku i zaliczanego do siedmiu cudów świata średniowiecznego. Spodziewaliśmy się ruin położonych w rozległym parku, jednakże po przekroczeniu fosy naszym oczom ukazały się budynki świątynne ze znaczną liczbą płaskorzeźb i fresków. Ich pozostałości pozwalają wnioskować o przepychu i umiłowaniu do szczegółów u khmerskich rzeźbiarzy. Wg naszego przewodnika płaskorzeźby obrazują hinduistyczny mit o "ubijaniu oceanu mleka". Opowiada on o tym, jak bóstwa ubijały ocean w celu uzyskania eliksiru nieśmiertelności. W trakcie tego procesu powstały apsary, tancerki, których wizerunki można znaleźć przy każdym wejściu do świątyń, na prawie każdej ścianie czy fresku. Inspiracją do stworzenia bryły świątyni była ponoć mityczna siedziba bogów hinduskich, góra Meru.

Widok na Angkor Wat od strony stawu z kwiatami lotosu.



Apsary - tancerki powstałe jako produkt uboczny podczas próby uzyskania eliksiru nieśmiertelności przez hinduskich bogów.

Bogata ornamentyka ścian, kolumn.

Mój bożek chichotu :)






Angor Thom

Po wyjściu z Angkor Watu ruszyliśmy w kierunku Angkor Thom - jednak perspektywa pieszej wędrówki przez około 4 km skutecznie zachęciła nas do skorzystania z bogatej oferty kierowców tuk tuków :)

Na terenie Bayonu oprócz samej świątyni znajdują się ruiny Tarasu Słoni, miejsca z którego potężny władca Angkoru odbierał hołd składany przez paradujących żołnierzy, maszerujących lub przejeżdżających konno, lub na rydwanach.Przed schodami rozciągała się bowiem pokaźna polana z stupami w tle. Angażując nieco wyobraźni i można przenieść się na chwilę w czasie i stanąć u boku khmerskiego króla.





Ta Phrom

Kolejnym etapem był Ta Phrom, czyli ruiny świątyń oplecione korzeniami bananowców, figowców i drzew kapokowych. Tak jak ponad tysiąc lat temu władcy Angkoru pokonali puszczę, tworząc w tym miejscu świątynię, tak teraz natura cierpliwie od kilkuset lat pochłania rok po roku pozostałości dawnej świetności cywilizacji khmerskiej. Było w tym coś magicznego, gdy staliśmy obok tych ruin, w gąszczu drzew, których korzenie cierpliwie i wytrwale pokonywały, ustępujące pod ich powolną i systematyczną siłą, skalne bloki z bogatymi ornamentami.







Głowa smoka, którego ogon widzieliście w poprzednim poście :)


Po powrocie do Angor Wat napiliśmy się pysznej kawy (1$), siedząc przy stoliku o numerze 007 i nazwie Jamens Bond, czekaliśmy za zachód słońca. Obok był wprawdzie stolik Angelina Jolie czy Lady Gaga, ale Piotr jako przykładny mąż nie naciskał, aby tam usiąść, tylko łypał okiem w kierunku siedzących tam młodych Khmerek :) My już nie mieliśmy czasu, ale podobno przepiękny widok na pięć wież świątyni można zobaczyć przychodząc tutaj na wschód słońca (z tego powodu bilet ważny jest od 5:30 do 17:30). Wtedy za wieżami niebo czerwieni się od pierwszych promieni słońca i widok ma być zachwycający (wg miejscowych sprzedawców jest galaktyczny i koniecznie trzeba przyjść na poranną kawę właśnie tutaj :).A kawa była przepyszna - do dzisiaj ją wspominamy siedząc w Phnom Penh w knajpce czekając na wieczorny autobus do dawnego Sajgonu w południowym Wietnamie. A jesteśmy Wam jeszcze winni krótką relację z pływającej wioski na olbrzymim jeziorze :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz