sobota, 22 grudnia 2012

Kambodża - Siem Reap i jezioro Tonle Sap

Będąc w Siem Reap warto udać się do położonego około 11 kilometrów jeziora Tonle Sap (miejscowość Chong Kneas), aby zobaczyć pływające wioski rybackie. Dojazd do niego jest bardzo prosty - wystarczy pojechać np.tak jak my rowerem na południe ulicą Ph Sivatha cały czas prosto, aż skończy się asfalt, aż skończy się ubita glina a zacznie woda :) Wprawdzie początkowo myśleliśmy o wzięciu tuk tuka, ale po namowie pary turystów zdecydowaliśmy się na rower. Dzięki temu pedałując w ten upalny dzień mijaliśmy miejscowe wioski, pola ryżowe, plantację kwiatów lotosu, który wierzący składają Buddzie w darze.





Ryby suszące się na poboczu drogi.

Z notatek Beaty Pawlikowskiej z jej podróży po Kambodży wiedzieliśmy, że nasiona lotosu są jadalne i mają smak migdałów. Jadalne może są, ale koło migdałów nie leżały, bardziej koło świeżego zielonego groszku - choć i tutaj nie byliśmy zgodni, jaki polski smak nam przypominają.

Uprawa kwiatów lotosu.

Kamyk z owocami lotosu. Trzy z nich wieziemy do Polski :)


Dowiedzieliśmy się także, do czego służą dziwne konstrukcje składające się z folii i jarzeniówki, których cała masa rozświetlała nocny krajobraz po przekroczeniu granicy z Kambodżą.



Otóż jest pułapka na owady, które lecą do światła, siadają na folii oblepionej olejem a następnie, nie mogąc odlecieć, wpadają do położonej poniżej miski z wodą i olejem. Niestety nie udało się nam jednak dowiedzieć, co dalej dzieje się z owadami :)






Dalej to nawet Kamyk nie da rady :)

Po dotarciu do miasteczka wynajęliśmy łódź z przewodnikiem (15$ / osobę) i ruszyliśmy w godzinną wyprawę, aby zobaczyć słynne pływające miasteczko. Pewnie moglibyśmy dowiedzieć się o życiu tych ludzi od naszego przewodnika, jednakże jego angielski akcent i wymowa pozostawiały tak wiele do życzenia, że konwersacja szybko się zamieniła w jego monolog, a nasze potakiwanie głową :( Nauka na przyszłość - zanim zapłacisz, pogadaj najpierw z przewodnikiem, z którym masz jechać.

Samo miasteczko zbudowane jest z domów unoszących się na wodzie dzięki "fundamentom" z pustych beczek lub łodzi. Do wielkości budynku dobierane są beczki o odpowiedniej wielkości i wyporności. Same domy raczej do wystawnych nie należą - wg naszego przewodnika mieszkają tutaj najbiedniejsi ludzie w całym regionie. Ciekawostką może być fakt, że również buddyjska świątynia i szkoła prowadzona przez chrześcijańskich misjonarzy unoszą się na beczkach.




"Za cholerę nic nie rozumiem" - myślał pewnie Skarbuch :)




Późniejszym popołudniem ruszyliśmy autobusem w kierunku Phnom Penh (11$ z pickupem spod hotelu - pickup okazał się dobrym pomysłem, bo dojazd do stacji zabrał nam ładnych kilkanaście minut). Wg sprzedawcy w tej cenie jest pełen luksus, klima, wygodne siedzenia, itp. Cóż... reklamacji nie było już później komu złożyć :) Droga do Phnom Penh minęła nam w dusznym autobusie, z zepsutą klimą, na luksusowych skórzanych siedzeniach, które tylko pogłębiały uczucie lepkości i duchoty... Na szczęście przeżycia kolejnego dnia w pełni nam ten trud rekompensowały :)

Dostawa lodu do restauracji :)

1 komentarz:

  1. Jutro jadę do Siem Reap z Ko Chang. Byłem jużtam 3 miesiące temu. ale straciłem to jezioro :( Teraz wracam do Kambodży po kolejne 15 dni na Tajlandię, ale przedewszystkim dla tego jeziora. Dobrze, ze sa tak fajne osoby, które piszę takie rzeczy na blogach, bo człowiek np. wie, ze zapłaci 1$ za dzień, a nie tak jak za tuk tuka 10$.
    Dzięki jeszcze raz, że jesteście
    P.S. a też mam bloga:
    Zapraszam:
    www.smalltrip.geoblog.pl
    :)

    OdpowiedzUsuń